piątek, 27 marca 2009

ANNA JANTAR - 29 rocznica śmierci piosenkarki - wspomina Piotr Kuźniak






















Annę Jantar wspomina Piotr Kuźniak - wokalista, kompozytor, członek zespołów Waganci i Trubadurzy

Na początku lat 60-tych stworzyłem w Poznaniu swój big beatowy zespół, który nazywał sie Szafiry. Zanim jednak do tego doszło startowałem na "Festiwalu Młodych Talentów" . Koncert finałowy tej imprezy odbył się na kortach tenisowych w Szczecinie. Stworzyłem wtedy takie muzyczne trio i wspólnie zajeliśmy pierwsze miejsce w naszej kategorii, wyprzedzając np. Krzysztofa Klenczona, który wtedy także brał udział w tym festiwalu. Po tym sukcesie, po powrocie do Poznania zacząłem naukę w Technikum Łączności i za namową nauczycieli stworzyłem grupę Szafiry. Wiedzieli oni, że mam na swoim koncie ten mały sukces i stąd ta propozycja. Na początku Szafiry były takim zwykłym, szkolnym zespołem, który akompaniował innej grupie: "Pogodynki", stworzonej na wzór "Alibabek". To były początki, ale po jakimś czasie cieszyliśmy się już sporą popularnością na terenie Poznania i okolic. Pamiętam nasz występ w ośrodku turystycznym w miejscowości Strzeszynek. Nad jeziorem rozbity był namiot, w którym mieszkało kilka dziewcząt i jedna z nich bez przerwy śpiewała. Zaintrygował mnie ten głos i udałem się pewnego dnia w tym kierunku. Okazało się, że była to Ania Szmeterling, której od razu zaproponowałem śpiewanie w Szafirach. Był rok 1964, od razu rozpoczęliśmy próby. Nasz repertuar był bardzo różny, w większości były to polskie przeboje, także utwory Beatlesów, Czerwonych Gitar. Nie było jeszcze wtedy mowy o własnych kompozycjach. Ale po jakims czasie udało nam się stworzyć kilka własnych piosenek. Z tego okresu pochodzi np. kompozycja pt.: "Ja jestem blisko", do której wróciłem później śpiewając w Wagantach. Szafiry nie istniały długo, po rozpadzie Ania zaczęła śpiewać w klubach studenckich takich jak np.: "Nurt". Na którymś z koncertów w Poznaniu śpiewającą Anię zobaczył Jarek Kukulski. Był nią od samego początku zauroczony i zaproponował jej śpiewanie w Wagantach. Zespół Waganci był grupą Ziemi Lubuskiej. Kukulski był z Wrześni, a pozostali muzycy z Nowej Soli i okolic. W Wagantach zacząłem grać dzięki Ani. Chyba nie układała im się wtedy współpraca z gitarzystą i zaproponowała mi wtedy, żebym do nich dołączył. Do dzisiaj przechowuję list od Ani, w którym dziękuje mi za to, że wprowadziłem ją w jakiś tam sposób w estradowe śpiewanie. W liście tym pisze także, że chciałaby mnie widzieć w Wagantach. Pierwszy skład zespołu tworzyli: Przemek Lisiecki - perkusja, Robert Jarmużek - bas, Jarek Kukulski, Ania i ja. Rozpoczęlismy wspólne występy, także na festiwalach w Kołobrzegu i Opolu. Nasz występ w Opolu jednak wspominam bardzo źle. Mieliśmy już wtedy na własnym koncie prawdziwy przebój, piosenkę pt.: "Co ja w tobie widziałam". Przez pół roku utwór ten był na czołowych miejscach list przebojów. Co z tego... Ówczesne władze zażyczyły sobie piosenki: "Szła noc przez dym i ogień". Utwór w ogóle nie pasował ani do festiwalu ani do koncertu, w którym wystepowaliśmy. Dowiedzieliśmy się jednak poźniej, że byliśmy grupą, która nie była pretendowana do nagrody ! Występ więc przeszedł bez większego echa. Po tym festiwalu, a był to rok 1970 wystąpiliśmy jeszcze razem w filmie pt.: "Milion za Laurę". Przebrani za wopistów, ja byłem wopista czwarty, śpiewalismy z Anią piosenkę: "Czujna straż". Zespół się jednak rozpadł, Ania rozpoczęła karierę solową - a ja wyjechałem do Finlandii na kontrakt.

Anię Jantar wspominam jako bardzo zdolną dziewczynę o absolutnym słuchu. Chodziła zresztą do szkoły muzycznej do klasy fortepianu. Waganci, coraz częstsze występy, koncerty, to wszystko spowodowało, że szkoły muzycznej nie udało jej się ukończyć. Pomagałem jej trochę w technice śpiewania. Jako dziecko śpiewałem w "Poznańskich Słowikach" Stuligrosza i miałem pewną wiedzę na ten temat. Ania była szalenie uzdolniona. Cóż z tego, to nie wystarczyło, aby przebić się i zaistnieć wtedy chociażby na terenie Poznania. Środowisko dziennikarzy, tamtejsza władza, Radio Poznań w ogóle nie było zainteresowane promowaniem młodych wokalistów. Wręcz przeciwnie. Z Poznania uciekali do Warszawy Zdzisława Sośnicka, Halina Frąckowiak... Wszędzie odczuwało się układy, układziki. Ania również już wtedy z Jarkiem postanowili wyjechać, co było oczywiście bardzo trafną decyzją. Pierwszym krokiem do tworzenia własnej kariery było obranie pseudonimu Jantar. Był to pomysł Leszka Konopińskiego i Włodka Ścisłowskiego. Było to konieczne, gdyż jej panieńskie nazwisko - Szmeterling nie było nośne, poza tym od razu odezwałyby sie głosy, że może ma żydowskie pochodzenie itd. itd. Jednym słowem żyliśmy w strasznym, komunistycznym kraju, z którego ja wtedy postanowiłem wyjechać.

To co mnie najbardziej w Ani zdumiewało, to fakt że potrafiła zaśpiewać po prostu wszystko. W Poznaniu śpiewała utwory Kubasińskiej, Warskiej, German, ale także - i to może być sporym zaskoczeniem dwie piosenki Janis Joplin. Wydaje się to niemożliwe, ale radziła sobie z tym świetnie.

Ostani raz spotkaliśmy się w Ustce, latem 1979 roku w domu wczasowym ZAIKS. Pamiętam jej imieniny i rozmowy dotyczące naszej wspólnej płyty, którą mieliśmy nagrać w maju 1980 roku po jej przyjeździe ze Stanów. Ania chciała trochę zmienić swój śpiew, dojrzewała. Po sukcesie z Budką Suflera i Perfectem chciała odejśc od tego swojego komercyjnego śpiewania i stąd te poszukiwania. W marcu 1980 roku byłem jeszcze w Finlandii, szykowałem się do Polski, ponieważ w maju mielismy nagrywać płytę i chciałem przygotować wcześniej repertuar. Z Polskiego Radia dowiedziałem się, że Ania zginęła...