piątek, 15 maja 2009

BEATA RYBOTYCKA

















Krakowskich artystów na mapie kulturalnej Polski nie sposób przeoczyć. Jeżeli mówi się akurat o sztuce przez duże S to zawsze padają ich nazwiska. Często jednak dzieje się tak, że ich dokonania artystyczne znane są wyłącznie w stolicy dawnej Galicji. Warszawa była i jest dla nich wciąż za daleko i nie chodzi tu tylko o te trzysta kilometrów. Miasta te dzieli wciąż inny sposób patrzenia na kulturę i sztukę. Kraków jest miastem, gdzie tradycja nadal niechętnie ustępuje nowoczesności, to kolebka twórców, ludzi sztuki rządzących się własnymi regułami i wyraźnie odróżniających się od artystów z pozostałej części Polski. Warszawa skomercjalizowała się już dawno. Potężna maszyna show businessu kontroluje większość rynku muzycznego i wydaje się czasami, że brakuje tam spontaniczności i radości z tworzenia, którą mają jeszcze artyści krakowscy.


OSTROZNA I Z DYSTANSEM
"Tygodnik Polski" - Australia Nr 25 z dn. 10.07.2002


Jedna z najzdolniejszych krakowskich aktorek i piosenkarek – Beata Rybotycka pracuje i tworzy w tym mieście już od ponad piętnastu lat. Zaraz po studiach rozpoczęła pracę w Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej równolegle śpiewając w kabarecie „Piwnica pod Baranami”. Obecnie w Teatrze STU można oglądać jej recitale, pierwszy z pieśniami Jana Kantego Pawluśkiewicza i najnowszy pt.” Szurum, burum...”zrealizowany wspólnie z Jarosławem Śmietaną o wyraźnych klimatach jazzowych. Można zastanawiać się, czy Beata Rybotycka to artystka niszowa. Gdyby wziąć pod uwagę jej dokonania w krakowskich teatrach, to na pewno zaliczyć ją można do aktorów przyciągających przede wszystkim wyrafinowanego i bardzo wymagającego widza. Jednakże jej obecność w „Biesiadach bez granic” Zbigniewa Górnego, gdzie śpiewała m.in. francuskie i żydowskie szlagiery, przyjmowane przez blisko pięciotysięczną publiczność na stojąco spowodowała, że stała się ulubienicą szerszej widowni. O dotychczasowej karierze, podróżach i swych fascynacjach rozmawiamy w kawiarni obok „Piwnicy pod Baranami” w Krakowie. Miejsce to jest Beacie Rybotyckiej szczególnie bliskie.


„Nie jestem aktorką, która wywodzi się z „Piwnicy..” ponieważ moim pierwszym źródłem wiedzy na temat sceny była szkoła teatralna i Teatr Stary. Zawsze żywo interesowałam się „Piwnicą pod Baranami”, ale w kabarecie tym pierwszy raz wystąpiłam dopiero po dwóch latach bycia satelitą piwnicznym. Pamiętam telefon od Piotra Skrzyneckiego, kiedy namawiał mnie do występu: „Pochorowały się artystki, niechże Pani przyjdzie i zaśpiewa !” Zabrzmiało to wtedy trochę jak rozkaz, zdecydowałam się jednak przyjść i zostałam tam czternaście lat. Po śmierci Piotra moje kontakty z tym kabaretem rozluźniły się, chociaż nadal uczestniczę w niektórych koncertach.

Piotr Skrzynecki był niesamowitym intuicjonistą, co oczywiście podparte było jego ogromną wiedzą na temat muzyki i sztuki. Próby z nim miały bardzo specyficzny charakter, gdyż nigdy do końca nie tłumaczył aktorowi jak ma się zachować na scenie, jak zagrać. Najczęściej podpowiadał tylko jakieś hasło, gdy to nie pomagało podawał drugie - aż do skutku. W ten sposób aktor zmuszony był sam do obrania prawidłowej drogi artystycznej. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale w tym przypadku zupełnie się to nie sprawdza. Prowadzący obecnie kabarety w „Piwnicy pod Baranami” – Marek Pacuła jest wspaniałym człowiekiem, ale jest przecież kimś innym, ma całkiem inną osobowość.”


Do studiowania w szkole teatralnej w Krakowie Beatę Rybotycką namówił kolega - Jacek Wojnicki. Po maturze planem życiowym aktorki było studiowanie kulturoznawstwa w Sosnowcu. Stało się inaczej.


„Z Jackiem Wojnickim przez 12 lat chodziłam do ogniska baletowego pani Szewczenko, w moim rodzinnym mieście Gliwicach. Jacek bardzo pomógł mi w przygotowaniach do egzaminu, wybrał mi teksty i doradził w ich interpretacji. W szkole podstawowej, moja nauczycielka pani Marta Rajska angażowała mnie często do różnych programów poetyckich, ale głównie wtedy śpiewałam i tańczyłam. O żadnych innych - typowo recytatorskich konkursach nie było mowy.”


Już jako zawodową aktorkę Beatę Rybotycką publiczność poznała m.in. w sztukach Teatru Starego pt.: „Sen srebrny Salomei” w reż. J. Jarockiego, „Wiosna w cichym zakątku” T. Bradeckiego, czy „Urodziny Smirnowej” A. Kozaka. Obecnie artystka więcej śpiewa niż gra. Oprócz koncertów w Teatrze STU - wspólnie z Jackiem Wójcickim daje także recitale w teatrach całej niemal Polski. Obok piosenek znanych z „Piwnicy pod Baranami” artyści wykonują tam utwory z kabaretów międzywojennych w stylu retro. Niezapomnianym przeżyciem dla aktorki było uczestnictwo w ludowo – religijnym oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza pt. ”Nieszpory Ludźmierskie”. Dlaczego „Nieszpory Ludźmierskie” ? W Ludźmierzu bowiem, na Podhalu znajduje się w miejscowym kościółku figurka Matki Boskiej z Dzieciątkiem – miejsce kultu oraz cel wielu pielgrzymek. Autorzy oratorium napisali je w dowód wdzięczności za odzyskaną w Polsce niepodległość.


„Premiera tego ogromnego przedsięwzięcia jakim były „Nieszpory ...” miała miejsce dziesięć lat temu. Jest to ogromy koncert, który zagraliśmy już około osiemdziesięciu razy, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Piękny tekst Leszka Aleksandra Moczulskiego i równie wspaniała muzyka Pawluśkiewicza powodują, że samo przedstawienie jest dla mnie w pewnym sensie nabożeństwem. Oratorium to najlepiej wykonuje się w kościołach, gdyż tylko tam panuje idealny nastrój do wykonania tego koncertu. Publiczność, która przychodzi na te spektakle jest bardzo różna. Często są to osoby, które pierwszy raz spotykają się z takim aparatem muzycznym jakim jest oratorium – to dla nich ogromne przeżycie”.


Prawdziwym wydarzeniem była premiera tego spektaklu w Nowym Jorku w kościele św. Bartłomieja na Manhattanie. Obok solistów z Polski wystąpił wówczas 85 – osobowy chór mieszany „Polonia” z Chicago pod batutą Józefa Honika.


Mimo że Beata Rybotycka rzadko występuje w filmie, to jednak udało jej się pojawić w obrazie samego Stevena Spielberga pt.: ”Lista Schindlera”. Do tego filmu aktorka nagrała w wytwórni FOX w Los Angeles słynny przedwojenny przebój Hanki Ordonówny pt.: ”Miłość ci wszystko wybaczy”. Samego Spielberga wspomina jako osobę bardzo serdeczną, otwartą , nucącą na planie rosyjską pieśń ludową „Kalinka, Kalinka maja”. Piosenka zdominowała więc twórczość aktorki i nie jest to wyłącznie piosenka poetycka. Są to także produkcje czysto rozrywkowe wykonywane np. w programie Zbigniewa Górnego „Biesiada bez granic”.


„Moja przygoda z piosenką biesiadną zakończyła się aż w Australii, wcześniej koncertowaliśmy także w Chicago. Szczególnie pamiętam wyjazd z tym programem właśnie do Stanów Zjednoczonych. Było to 11 września ubiegłego roku. O 9 rano zmuszeni byliśmy lądować na najbliższym lotnisku nie zdając sobie sprawy jaka tragedia działa się w Nowym Jorku.

Polonia jest specyficzną widownią. Na pewno jest bardziej stęskniona za polską rozrywką, niż Polacy w kraju, ale z tego co zauważyłam musi to być dobra, polska rozrywka. Nasz program, mimo że koncerty nie mogły odbyć się z orkiestrą, przyjmowany był bardzo serdecznie”

Recitale Beaty Rybotyckiej przygotowuje dyrektor artystyczny Teatru STU – Krzysztof Jasiński – prywatnie mąż aktorki.


„Wydawać by się mogło, że skoro mąż jest dyrektorem teatru, to żona – aktorka nie powinna schodzić ze sceny. W moim przypadku tak nie jest, bo oprócz recitali nad którymi wspólnie pracowaliśmy nie gram w Teatrze STU w żadnym innym przedstawieniu. Zawsze wydaje mi się, że mąż ma dla innych, przyjezdnych artystek więcej czasu niż dla mnie i czasami trochę mnie to złości. W sprawach zawodowych konsultuję z nim absolutnie wszystko i bardzo liczę się z jego zdaniem. Recital pt.: „Szurum, burum ...” to nasza najnowsza propozycja”.


Truizmem jest stwierdzenie, że Rybotycka ma ogromny talent i muzykalność. Jej recitale przypominają koncerty Ewy Demarczyk, choć ona sama wnosi do tych spektakli więcej optymistycznej nuty. Aktorka pozostaje jednak znana przede wszystkim w środowisku krakowskim. Jako zodiakalny rak – ostrożnie i z dystansem podchodzi do życia. Nie potrafi walczyć o swe miejsce w mediach, o bardziej agresywną promocję tego co robi. Czy uda jej się przebić przez ten trudny, czasami bezwzględny świat show businessu i pokazać swą twórczość szerszemu odbiorcy ?


W wolnych chwilach haftuje i zajmuje się renowacją mebli w domku letniskowym na Mazurach. Oprócz planowania swoich terminów w teatrze, układa także harmonogram dnia swej dziesięcioletniej córce Zosi, która w teatrze Bagatela w Krakowie gra główną rolę w spektaklu pt.: ”Tajemniczy ogród”. Podziwia Barbrę Streisand oraz Teresę Budzisz – Krzyżanowską. Będąc osobą o optymistycznym nastawieniu do świata, życzy wszystkim Czytelnikom „Tygodnika Polskiego” przede wszystkim dużo pogody ducha i zdrowia.