sobota, 17 stycznia 2009

JAN KOBUSZEWSKI - 
"... do Australii ? - choćby co tydzień !"

"Tygodnik Polski", Australia - Nr 22 z dn. 13.06.2001

















Niezapomniany tajniak Mańkowski z filmu „Hallo Szpicbródka”, Pan Janeczek z Kabaretu Olgi Lipińskiej, czy wreszcie słynny hydraulik ze skeczu kabaretowego, twierdzący, że: „chamstwu (...) należy się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom” - w bieżącym roku obchodzi 45-lecie pracy scenicznej. Jan Kobuszewski – aktor filmowy, telewizyjny i teatralny, znakomity komik związany niegdyś z kabaretami: „Dudek” i „ZAKR”. Wreszcie reżyser współczesnych sztuk teatralnych. Mogłoby się wydawać – tytan pracy, wiecznie zajęty, bez przerwy w biegu. W rzeczywistości twierdzi, że nie żyje po to, aby pracować, ale pracuje po to, aby żyć. Na samą myśl o zbliżających się wakacjach uśmiecha się i z tęsknotą wspomina rodzinną posiadłość pod Warszawą, gdzie jako dziecko beztrosko spędzał letnie miesiące. Dzieciństwa nie kojarzy jednak tylko z zabawą. Okres dorastania, który przypadł na przesycone stalinizmem czasy nie szczędził mu rozczarowań i niepowodzeń.

„W 1951 roku po raz pierwszy zdawałem do szkoły teatralnej. Pochodziłem z rodziny inteligenckiej a ojciec mój był wysoko postawionym urzędnikiem bankowym. Dlatego też moi koledzy z ZMP traktowali mnie jako zakałę sanacyjną. Nie miałem więc najmniejszych szans, aby zostać studentem jakiejkolwiek wyższej uczelni. Poza tym nie miałem żadnego przygotowania. Musiałem wówczas zadowolić się studiowaniem w Państwowej Szkole Dramatycznej Teatru Lalek. W następnym roku udało mi się na szczęście zdać egzaminy do Szkoły Teatralnej w Warszawie. Były to bardzo trudne czasy. Podczas gdy wraz ze Zbyszkiem Zapasiewiczem, Anką Ciepielewską czy Jankiem Matyjaszkiewiczem całym sercem oddany byłem sztuce, po katowniach w Warszawie mordowano znajomych moich rodziców. Nie mieliśmy pieniędzy, ale byliśmy pełni zapału. W 1956 roku, kiedy w Polsce zaczęło pomału pękać to stalinowskie jarzmo rozpocząłem swój pierwszy sezon w teatrze.”

Kobuszewski zadebiutował na scenie Teatru Młodej Warszawy. Mając w ręku dyplom aktora dramatu grał role na wskroś dramatyczne. Sztuki Witkacego, czy Shakespeara stanowiły niegdyś bowiem podstawy repertuaru prawie każdego teatru. 

„Grałem 60 spektakli miesięcznie, podczas gdy norma wynosiła 24. Może wydawać się to niemożliwe, ale tak rzeczywiście było. Po południu wystawiano zazwyczaj jakiś spektakl dla dzieci, wieczorem było przedstawienie w teatrze w Pałacu Kultury, ale już drugi akt grałem w Starym Teatrze na Marszałkowskiej. Do domu wracałem o północy.”

„Fascynację teatrem i sztuką wyniosłem z domu. Wprawdzie nikt wcześniej w mojej rodzinie nie zajmował się zawodowo aktorstwem, to jednak rodzice moi poznali się w teatrze amatorskim założonym przy Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”. Ojciec był suflerem, a mama grała w sztuce Fredry pt.: „Świeczka zgasła”. Przed wojną repertuar teatrów zmieniał się bardzo często. Jakże ogromnym sukcesem była „Gałązka rozmarynu” wystawiana około 40 razy. Premiery teatralne odbywały się więc co dwa tygodnie i obowiązkowo na prawie każdej z nich byli obecni moi rodzice, którym od czasu do czasu towarzyszyłem”.

Jan Kobuszewski kojarzony jest do dzisiaj przede wszystkim z komedią. Mało jednak kto wie, że z tą formą sztuki aktor zetknął się dopiero podczas współpracy z telewizją. Magazyn satyryczny „Wielokropek” okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, później przyszła kolej na Kabaret Dudek i ZAKR. Kolejnym krokiem w kierunku komedii okazał się warszawski teatr Kwadrat, z którym związany jest do dzisiaj.

„Myślę, że teatr komediowy jest placówką bardzo potrzebną publiczności. Jestem tutaj już 25 lat i mogę traktować „Kwadrat” jako swój macierzysty teatr. Żywego słowa nigdy nie zastąpi film, ani telewizja. Cieszę się, że na przedstawienia w osiemdziesięciu procentach przychodzi młodzież, która nie tyko doskonale się bawi, ale i bardzo dobrze zna teatr. Repertuar nasz stanowią dobre komedie, z których zwykle płynie jakaś nauka. Obecnie wystawiamy sztukę Marka Rębacza pt. ”Dwie morgi utrapienia”, której jestem także reżyserem.”

Wielu aktorów w Polsce decyduje się na samodzielne reżyserowanie z wielu powodów. Na pewno jest to chęć sprawdzenia się, ale jak wielu podkreśla nie bez znaczenia jest po prostu ułatwienie sobie pracy. Można byś sterem i okrętem dla samego siebie. W arkana reżyserii Kobuszewskiego wciągnął Zbigniew Saban, który twierdził, że sztuka ta nie polega wyłącznie na wybraniu materiału i dobraniu obsady. To także umiejętność ustawienia światła, dekoracji oraz dźwięku. Sztuka pt. „Dwie morgi utrapienia” nie jest oczywiście jedynym materiałem reżyserowanym przez Kobuszewskiego. Obok programów telewizyjnych wystarczy przypomnieć przedstawienia: „Taniec kogutów”, „Ten wstrętny egoista” albo „Złodziej”. Sztuki te nierzadko prezentowane były za granicą, gdzie cieszyły się ogromnym powodzeniem. Prawdziwym ewenementem są wspomniane „Dwie morgi ... ”, które w bieżącym roku po raz trzeci wystawiane będą w Chicago i Nowym Jorku w salach liczących po dwa tysiące osób. Równie ciepło i przyjaźnie aktor wspomina swoje występy w Kanadzie i Australii.

„Nie każdy miał takie szczęście jak ja i występował przy pełnej publiczności w Sydney Opera House. Pojechałem tam zaraz po zniesieniu stanu wojennego w Polsce. Publiczność nie chciała nas wtedy puścić ze sceny. W Australii mam wielu przyjaciół i znajomych, których serdecznie pozdrawiam. Wspominam szczególnie ciepło tamtejszą Polonię jako jedną z tych, która absolutnie się nie kłóci, jest nastawiona na współpracę i niesłychanie się popiera. Gdyby więc Australia była trochę bliżej, gdzieś pod Warszawą to jeździłbym tam choćby co tydzień”.

Pierwszą, dużą podróżą zagraniczną Jana Kobuszewskiego był wyjazd do USA w 1967 roku. Na widowni znalazła się wówczas m.in. emigracja polska z lat 20-tych. 

„Byli to bardzo starzy ludzie. Staraliśmy się więc mówić do nich wolno, gdyż wielu z nich nas po prostu nie rozumiało. Była też oczywiście Polonia młodsza, z II wojny światowej, która na nasze spektakle przychodziła z całymi rodzinami”.

W czasach kiedy łączność z krajem była prawie w ogóle niemożliwa, artyści z Polski byli dla Polonii pomostem między krajem rodzinnym a krajem, w którym przyszło im mieszkać. Nieodłączną towarzyszką aktora w trakcie tych podróży i nie tylko wtedy okazała się znana aktorka Hanna Zembrzuska – prywatnie żona. Siłą rzeczy aktorstwo jest obecne w ich życiu przez cały czas, nigdy jednak nie przenieśli spraw zawodowych na grunt prywatny. Dom zawsze był dla nich azylem, ucieczką od zgiełku i od czasami zbyt jaskrawych świateł ramp.

Kilkanaście lat temu zmożony bardzo groźną chorobą aktor, wycofał się z życia artystycznego. Po szczęśliwym powrocie do zdrowia wystąpił w programie telewizyjnym „Tabu” opowiadając o swoich przeżyciach. W tym niezwykle kontrowersyjnym programie wziął udział wyłącznie dlatego, aby uświadomić wszystkim cierpiącym, że do całkowitego wyleczenia oprócz fachowej opieki lekarskiej potrzebna jest silna wola, głęboka wiara i optymizm. Ten optymizm i radosne spojrzenie na świat, jak mówią lekarze, pozwoliły Kobuszewskiemu zwalczyć chorobę.

„ W chwili obecnej staram się nie pracować już tak intensywnie jak kiedyś. Włączyłem sobie wolniejszy bieg i wolę czasami, jak to śpiewa Maryla Rodowicz leżeć pod gruszą na wybranym boku i mieć święty spokój. Mimo że z dziada, pradziada jestem mieszczuchem, kocham wieś, ptaki, pianie kogutów i ryczenie krów. Od lat wakacje spędzam nad wodą, na Mazurach. Nigdy w życiu „nie zdradziłem” urlopu i nie zrobię tego nigdy”.

Kobuszewski otrzymał wiele nagród, m.in. Nagrodę Przewodniczącego ds. Radia i Telewizji, odznaczenie Zasłużonego Działacza Kultury, Złotą odznakę Honorowego Tow. Polonia czy Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

„Przyjemnie jest dostawać nagrody – to jest chwila która długo pozostaje w pamięci. Ale to jest tylko ta właśnie chwila – nic więcej. Największą nagrodą są więc dla mnie nie zaszczyty, bywanie w takim, czy innym towarzystwie, lecz serdeczność ludzka z którą spotykam się na ulicy. To uśmiech tysięcy nieznanych mi osób, którym serdecznie za to dziękuję.” 

Krystyna Sienkiewicz nazwała Kobuszewskiego komediantem lirycznym. To chyba dlatego, że aktor do komedii zawsze dodaje odrobinę dramatu, a do dramatu szczyptę komedii. W sztuce, jak w życiu nigdy nie ma nic na wskroś białego ani czarnego. Bohaterowie grani przez Jana Kobuszewskiego są więc z jednej strony prześmieszni i zabawni, ale także pełni zadumy, czasami smutku. Taki jest jego Marian Kosela ze sztuki: „Dwie morgi utrapienia”, feldkurat Katz z filmu: „Przygody dobrego wojaka Szwejka” albo pamiętny Rotmistrz w „Damach i Huzarach” A. Fredry.

W teatrze Kwadrat, w którym rozmawiamy za chwilę rozpocznie się przedstawienie. Na sztukę z udziałem bohatera tego materiału od trzech tygodni nie ma biletów. Śmieszne i bezpodstawne wydają się więc powtarzane od jakiegoś czasu sądy, że teatr w Polsce przechodzi głęboki kryzys. Są przecież jeszcze ludzie, którzy w tym pełnym pośpiechu i kłopotów życiu znajdują czas, aby przenieść się w nieznany i metafizyczny świat teatru. Im więcej takich artystów jak Jan Kobuszewski, tym ciekawsza i bogatsza we wrażenia ta podróż się okazuje ...