środa, 17 grudnia 2008

Halina Kunicka - Artystka wiecznie młoda

"Tygodnik Polski" - Australia, Nr 27 z dn. 25.07.2007













„Co jest dla mnie najważniejsze ? Zdrowie … tak na pewno zdrowie. Jeśli będzie mi dopisywać, to postaram się, aby nie opuściła mnie chęć do życia. Bo przecież dlaczego mam sobie nie poradzić? Publiczność przyjmuje mnie nadal nieprawdopodobnie ciepło. Owacje na koncertach nie mają końca. Miłe słowa, kwiaty – to lekarstwo na wszystkie moje smutki. Decydując się na powrót do czynnego życia zawodowego nie wiedziałam, że podejmuję tak trafną decyzję, a przecież po moich ostatnich przeżyciach rodzinnych nie było to łatwe…“


Nie sposób policzyć przebojów Haliny Kunickiej, ilości danych koncertów, zebranych nagród i wyróżnień. Wydaje się nam, że piosenkarka jest na polskiej scenie muzycznej od zawsze. Na pytanie o początki swojej kariery i podanie przybliżonej daty, kiedy rozpoczęła swoją przygodę ze śpiewaniem, odpowiada, że wszystko zaczęło się od wyróżnienia w konkursie piosenkarskim zorganizowanym przez Polskie Radio w Warszawie w 1957 r. Będąc jeszcze studentką Wydziału Prawa na Uniwersytecie Warszawskim nie zdawała sobie sprawy, że śpiewanie i scena pochłoną ją całkowicie. Kończąc studia na dobre pożegnała się jednak z Temidą. Muzyka stała się odtąd sensem jej życia, pasją i miłością.

Repertuar…
„Moja pierwsza płyta była zbiorem piosenek własciwie nie do końca dobrze przemyślanym. Może byłam jeszcze wtedy za młoda, aby krytycznie ocenić swój repertuar. Właściwie dopiero mój późniejszy mąż - Lucjana Kydryński uwrażliwił mnie na tekst i słowo. Rozpoczęłam wtedy współpracę z Agnieszką Osiecką, Ernestem Bryllem, czy Wojciechem Młynarskim, którego teksty znalazły się na mojej chyba najważniejszej płycie pt.: „12 godzin z życia kobiety“ (1978). Nigdy nie stroniłam od utworów przebojowych, lekkich. Przecież najwiekszą popularność zawdzięczam takim piosenkom jak: „Orkiestry dęte“, „Marionetka“, czy chociażby: „Lato, lato“. Na swoich koncertach zaczynam zawsze blok moich starych szlagierów od utworu: „Z Cyganką ślubu nie bierzcie“. Reakcja publiczności jest natychmiastowa. Piosenki te prezentowałam często w programach radiowych i telewizyjnych takich jak np.: „Muzyka łatwa, lekka i przyjemna“, czy „Rewia piosenek“ autorstwa mojego męża. Współpraca z Ernestem Bryllem zaowocowała natomiast płytą „Co się stało“ (1984), ale to już był zupełnie inny repertuar. Te piękne poetyckie teksty z muzyką Jerzego Derfla i Włodzimierza Korcza zainicjowały już całkowicie inny rozdział w mojej karierze artystycznej.“

Debiutującą na profesjonalnej estradzie Halinę Kunicką mogli zobaczyć jako pierwsi miłośnicy warszawskiego kabaretu architektów „Pinezka”, który prezentował swoją twórczość w kawiarni „Nowy Świat”. To w tym kabarecie pierwsze kroki stawiały: Danuta Rinn, Barbara Wyszkowska czy Rena Rolska. Kompozytor i zarazem kierownik muzyczny kabaretu, Zbigniew Kancler wspaniale parodiował postacie ówczesnej sceny warszawskiej. Wymyślił on pewnego razu, że niewątpliwą niespodziankę sprawi swym widzom parodiując znanego wówczas przede wszystkim z charakterystycznego głosu, prezentera i dziennikarza radiowego – Lucjana Kydryńskiego. Parodia była na tyle udana, że bohater tych żartów osobiście odwiedził kabaret. Właśnie wtedy pierwszy raz zobaczył śpiewającą tam Halinę Kunicką.

Lucjan...
„Cała Polska słuchała kiedyś w radiu audycji Lucjana pt.: „Rewia piosenek”. Był on już wtedy bez wątpienia wielką gwiazdą, ale znaną tylko i wyłącznie z głosu. Nikt go wtedy jeszcze nie widział i tym samym nie miał pojęcia jak wyglądał. Poznaliśmy się w „Pinezce”, ale dopiero po ośmiu latach znajomości, w trakcie której angażował mnie często do swych programów telewizyjnych, zdecydowaliśmy się pozostać ze sobą na całe życie. Cudownie, że tak się stało. Zawsze interesował się tym co robię i co śpiewam. Wspólnym naszym pomysłem było np. nagranie najpiękniejszych wierszy polskich poetów z muzyką Andrzeja Kurylewicza i Wandy Warskiej. Bardzo dobrze pamiętam także przedstawiany w Sali Kongresowej w Warszawie program, gdzie znane pary małżeńskie prezentowały dowcipne skecze, wiersze. Zaproszono nas do tego przedsięwzięcia i w efekcie wspólnie nagraliśmy piosenkę Agnieszki Osieckiej pt.: „Ballada o dobrej żonie”. Lucjan, jako osoba, która nigdy nadmiernie nie podlegała stresom, miał olbrzymie problemy z nagraniem tej jednej frazy. Nie było to dla niego takie proste, ale sporo było przy tym zabawy. A piosenkę tę nagraliśmy później także na płytę i zaśpiewaliśmy ją w duecie na festiwalu w Opolu w 1974 roku.

Podróże...
Halina Kunicka ze swoimi koncertami przemierzyla prawie pół świata. Oklaskiwano ją w Tokio, Barcelonie, Splicie oraz w Dreźnie, gdzie w 1971 roku zdobyła I nagrodę za interpretację i nagrodę dziennikarzy.

„Schalgerfestival” w Niemczech był w latach 70-tych olbrzymią imprezą, tej samej rangi co nasze krajowe festiwale w Opolu i Sopocie. Śpiewałam tam po niemiecku i w nagrodę przywiozłam do domu olbrzymiego, pluszowego misia, którego w niewyobrażalny sposób bał się mój kilkuletni wówczas synek – Marcin. Publiczność niemiecka wymagała zawsze nośnego repertuaru i takie też były w większości prezentowane tam piosenki. Wielokrotnie występowałam w Niemczech i zawsze podziwiałam panującą tam nieprawdopodobną dyscyplinę. Niepunktualność np. mogła być przyczyną do zmniejszenia gaży, co nam Polakom wydawało się wtedy zupełnie niezrozumiałe. Mnie osobiście, jako że jestem do przesady punktualna bardzo praca w Niemczech odpowiadała.”

„Z olbrzymim sentymentem wspominam Australię, gdzie gościłam trzy razy. Pierwszy mój pobyt trwał tam około sześciu tygodni. Mieszkałam wtedy w prywatnych apartamentach i żyłam tak, jakbym mieszkała tam od lat. Robiłam zakupy, jeździłam po Sydney autobusami, zwiedzałam muzea, miałam mnóstwo czasu i pokochałam to miasto. W weekendy oczywiście śpiewałam dla tamtejszej Polonii. Z ludźmi, których wtedy poznałam utrzymuję do dziś kontakty. Polscy, wspaniali emigranci: Dana i Jerzy Moskala, autorzy różnych audycji w radiu polonijnym w Austalii pokazali mi takie miejsca tego kontynentu, do których zwykłemu turyście dotrzec nie sposób. Kolejny wyjazd do Australii miał miejsce razem z Janem Kobuszewskim, Danutą Rinn i Włodzimierzem Korczem. Śpiewaliśmy wtedy w słynnej Opera House w Sydney. Sala była przepełniona, publiczność nie chciała wypuścić nas ze sceny, a pod koniec koncertu tamtejszym zwyczajem rzucano w nas z widowni serpentynami, tym samym budując miedzy nami pewną symboliczną więź. Nigdy ponownie nic takiego nie przeżyłam. Przemierzałam więc Austalię wzdluż i wszerz niosąc Polakom tam mieszkającym, piosenkę i kawałek kultury znad Wisly. Po koncertach, do garderoby przychodziło mnóstwo osób, aby chwilę porozmawiać , chociażby nas dotknąć. Żelazna kurtyna, brak możliwości przyjazdu do kraju powodowaly, że oglądano nas jak kogoś z dalekiego świata, z dalekiej ojczyzny, który niesie im tę piosenkę i dobre słowo. Płakalismy wszyscy razem...
Podobnie zresztą reagowali emigranci w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie. Świat się zmienia, dziś mimo tych olbrzymich odleglości jesteśmy całkiem blisko siebie. W każdej chwili można wsiąść do samolotu i odwiedzić ojczyznę. Tym samym Polonia jest już trochę inna, może mniej nostalgiczna i już nie jest tak bardzo stęskniona za krajem. Nie mniej jednak zawsze z ogromną sympatią wita polskich piosenkarzy i aktorow.”

Rodzina...
„Po odejściu męża jest mi ciężko... Zdecydowałam sie powrócić na estradę, ponieważ jest to dla mnie swoiste panaceum na smutek. Sporo jeżdzę po Polsce z koncertami i na szczęście publiczność nadal chętnie mnie słucha. W Warszawie mam obok siebie cudownego syna Marcina i moją ukochaną synową Annę Marię Jopek, która oprócz tego, że jest po prostu moją kochaną Anią, jest wybitnie utalentowaną artystką. Artystką w pełni tego słowa znaczenia. Muzyka, którą prezentuje na swoich płytach i koncertach to ewenement na polskim rynku. Marcin, z kolei oprócz tego, że tworzy koncepcje płyt Ani, atakuje ją różnymi pomysłami typu wspólne nagrania z Pat Metheny, czy zgrywanie ostatniej płyty Ani w londyńskim studio Petera Gabriela. Jest dziennikarzem radiowej „Trójki” a niedawno nominowano go do tytułu Mistrza Mowy Polskiej. Przed laty kiedy jeszcze nie mial rodziny, żony i dzieci, przemierzył świat wędrując przez Afrykę, Azję, Amerykę, co zaowocowało albumem fotograficznym pt.: „Pod słońce”. Mam więc prawo być dumna ze swoich dzieci.”

W trakcie przygotowywania tego artykułu trwa kolejny, 44 już KFPP w Opolu. Oto występ Haliny Kunickiej w koncercie „Superjedynki”. Znów estrada należy tylko do niej. Na widowni, publiczność w bardzo różnym wieku. Są ci, którzy doskonale pamiętają rozśpiewane lata 70-te i tę czarnowłosą dziewczynę starającą się przekonać wszystkich, że „świat nie jest taki zły”. Są również i tacy, którzy ku swojemu zaskoczeniu dowiadują się dopiero teraz, że to właśnie ta występująca teraz artystka wołała: „lato, lato zostań z nami” ! Reakcja na ten występ jednych i drugich jest taka sama. Czy łatwo jest bowiem wypuścić ze sceny osobowość o takim głosie, wrażliwości i energii ? Dzięki niej to tytułowe lato, trwa i trwa w naszym życiu, nieprzerwanie od wielu lat.