niedziela, 14 grudnia 2008

Anna Jantar - Wspomnienie

"Tygodnik Polski" Australia, Nr 6 z dn. 28.02.2007







Rok temu w Archiwum Fonograficznym w Berlinie natknąłem się na kilka piosenek Anny Jantar, które nigdy nie zostały opublikowane. Zrealizowane w maju 1978 roku nagrania, miały znaleźć się w różnych programach rozrywkowych telewizji niemieckiej. „Hej Muzykanci – zagrajcie dzisiaj jeszcze raz !” – śpiewała artystka. Ten znajomy głos sprzed lat przywołał lawinę wspomnień. Tytułowi muzykanci zagrali z Anną tym razem po niemiecku – kolejny raz ... 

Poznań, 1950 rok. Władza komunistyczna na dobre panoszy się w kraju, który wydał Mickiewicza i Moniuszkę, a jednocześnie tkwi w głupocie, zacofaniu i kłamstwie. Gazety piszą o wspólnej deklaracji rządów RP i NRD w sprawie granicy na Odrze i Nysie. Rada Ministrów z dumą informuje o pomyślnej wiosennej akcji siewnej. Oto Polska powojenna i wspomnienie artystki, która urodziła się w pewną upalną czerwcowa sobotę, 10 czerwca, w rodzinie Józefa i Haliny Szmeterlingów. Przyszło jej żyć na prowincji Europy, gdzie cenzura i zakłamanie wkradały się w każdą dziedzinę życia. Na tym tle pojawił się talent, którego legenda trwa do dzisiaj. Anna Jantar – słoneczna gwiazda, bursztynowa dziewczyna, uosobienie życzliwości i pogody ducha jest bohaterką tych wspomnień. 

Ojciec Anny – Józef Szmeterling, z pochodzenia Węgier był podobno świetnym konferansjerem. Matka – Halina Surmacewicz pracowała jako księgowa. Profesjonalnie nikt w rodzinie nie zajmował się ani grą na instrumencie, ani śpiewaniem. Tym bardziej piosenką rozrywkową – to było zawsze coś bardzo dalekiego i niezupełnie poważnego. Co to za zawód: szansonistka, komediantka ? Dla poznańskiej rodziny nie mieściło się to zupełnie w ówczesnym kanonie przyzwoitości, pracowitości i poważnego myślenia o życiu. Pierwszym dzieckiem w rodzinie Szmeterlingów był chłopiec. Roman – z zamiłowania poeta, absolwent filologii polskiej – nigdy nie przejawiał dużych zainteresowań muzycznych. Anna Maria natomiast już w wieku 4 lat zaczęła naukę gry na fortepianie. W tym przypadku zainteresowania artystyczne i jej absolutny słuch odkryto bardzo wcześnie. 

Jest rok 1962. Przy Technikum Łączności w Poznaniu powstaje bigbitowy zespół „Szafiry”, którego założycielem jest Piotr Kuźniak – wokalista, kompozytor – znany m.in. z zespołu Trubadurzy. Zespół koncertuje samodzielnie a także akompaniuje innym młodym wokalistom zdobywając tym samym sporą popularność na terenie Poznania i okolic. „W 1964 r. niedaleko Poznania, w miejscowości Strzeszynek koncertowaliśmy w pewnym ośrodku turystycznym – wspomina Piotr Kuźniak. Uwagę moją zwrócił rozbity nad jeziorem namiot, w którym mieszkało kilka dziewcząt i jedna z nich prawie bez przerwy śpiewała. Trudno było zorientować się kto to był, tak więc wybrałem się w tym kierunku, idąc za tym tajemniczym głosem. Okazało się, że była to Ania Szmeterling, której od razu zaproponowałem śpiewanie w „Szafirach” . Rozpoczęły się pierwsze próby i kolejne występy odbywały się już z solistką”. Czyżby młodziutka Anna postawiła już w tym momencie swój pierwszy krok ? Za wcześnie jednak, aby mówić o prawdziwym, profesjonalnym śpiewaniu. Przecież w tym wieku wiele dziewcząt myśli o aktorstwie, o scenie i światłach rampy. Spełnia się jednak wtedy jej wielkie marzenie: po prostu śpiewa. Cieszy się, iż może bawić się muzyką, poznawać jak wielką radość może przynosić ona słuchaczowi i wykonawcy. Ukończenie Średniej Szkoły Muzycznej w Poznaniu jest tylko potwierdzeniem, że pasja ta nadawać będzie sens jej życiu. Jako częsta bywalczyni muzycznych klubów studenckich: „Nurt” i „Od Nowa” nawiązuje współpracę z zespołem „Polne Kwiaty”. To z tym zespołem 16 grudnia 1968 roku dokonuje swego pierwszego nagrania radiowego. Utwór nosi tytuł „Po ten kwiat czerwony” – to przebój grupy „No To Co”. Kompozycja ta w wykonaniu młodego zespołu i czarującej wokalistki nie znajduje jednak uznania w oczach ówczesnych władz Polskiego Radia Poznań. Taśmę z nagraniem wyemitowano tylko jeden raz. „Nie nadawać” – mam cały czas przed oczami taki napis, który widniał na kopercie taśmy” – wspomina Adam Adamski, założyciel „Polnych Kwiatów”. „Zarzucono Ani, że śpiewa nieczysto i na dodatek sepleni. Była to oczywiście bzdura, gdyż złośliwość losu polegała na fatalnym zgraniu podkładu muzycznego z wokalem. Nieprzychylność ówczesnej redakcji muzycznej, być może chęć wypromowania innych wokalistów i tym samym stłamszenia młodej piosenkarki spowodowała, że długo nie wiedziano, że takie nagranie w ogóle istnieje.” „Polne Kwiaty” istniały jeszcze przez pewien czas. Anna poznała jednak już w tym czasie kompozytora Jarosława Kukulskiego, który do założonego przez siebie zespołu „Waganci” poszukiwał właśnie solistki. Kompozycja „Co ja w tobie widziałam” to ich pierwszy wielki przebój a jednocześnie pytanie, które zadawała sobie wówczas Anna śpiewając do swego przyszłego męża. Ślub odbył się latem 1970 roku. Wkrótce po tym wydarzeniu rozpoczęła się prawdziwa kariera Anny Jantar. 

I tak w 1973 roku na deskach opolskiego amfiteatru śpiewa: „Najtrudniejszy pierwszy krok”. To nic, że nie ma nagrody, jest za to ogromna sympatia publiczności i jest propozycja nagrania pierwszej płyty długogrającej. „Tyle słońca w całym mieście” – tak nazywa się jej pierwszy longplay. Nadchodzą lata olbrzymich sukcesów. Na festiwalu w Sopocie w 1975 roku otrzymuje aż 4 nagrody. Dokładnie rok później także na deskach Opery Leśnej w Sopocie otrzymuje swą pierwszą Złotą Płytę. Anna lansuje przebój za przebojem. Powstają piosenki, które dzisiaj są już historią polskiej muzyki rozrywkowej. Teksty tych utworów niejednokrotnie przechodzą do mowy potocznej, natomiast muzyka ta towarzyszy już kolejnemu pokoleniu. Artystka bardzo często koncertuje za granicą. Na mapie ówczesnych wojaży pojawiają się takie państwa jak: Jugosławia, Austria, Kanada, Irlandia, Czechosłowacja, czy NRD. Właśnie we wschodnich Niemczech daje sporo koncertów i często występuje w popularnych programach telewizyjnych. Ówczesna gwiazda niemieckiej muzyki pop – Frank Schöbel wspomina ją jako bardzo skromną dziewczynę, która sprawiała wrażenie nieśmiałej i trochę zagubionej. Na festiwalu przebojów w Dreźnie w 1975 uzyskuje II nagrodę za interpretację piosenki: „Blumen sollen regnen auf die ganze Welt”. Tamtejsza prasa m.in. „Melodie und Rhythmus” chwali jej muzykalność, pracowitość i niepowtarzalną barwę głosu. Sukces goni sukces – ona sama pozostaje jednak skromną, bezkonfliktową dziewczyną, która po prostu chce śpiewać. Na pytanie, czy nie broni się przed opinią, że jest odtwórczynią przebojów odpowiada: „Może to mało oryginalne, ale ... nie przeszkadza mi taka opinia: Publiczność zawsze domaga się przebojów, a ich wykonawcy są zwykle lubiani. Są po prostu potrzebni. Poza tym – przebój otworzył mi drzwi do kariery: moim pierwszym wielkim sukcesem był „Najtrudniejszy pierwszy krok” – tytuł stworzony na debiut. A więc nie chcę całkowicie rezygnować z przeboju, chociaż jak każdy chyba piosenkarz – lubię piosenki trudniejsze, nie tak proste melodycznie i tekstowo i mniej przez to popularne”. I rzeczywiście coraz więcej w repertuarze Anny pojawia się piosenek wartościowych o głębszym przesłaniu. Kompozycja Wandy Żukowskiej z tekstem Bogdana Olewicza „Tylko mnie poproś do tańca” jest dowodem, że okres pogodnego i beztroskiego śpiewania o słońcu, dwóch tęsknotach, czy dniu bez happy – endu dobiega końca. 

Jest rok 1978. Anna staje się dojrzałą piosenkarką, zdającą sobie doskonale sprawę, że nadchodzi już powoli inna moda, inny styl. Obserwując poczynania swych idoli: Roberty Flack, Glorii Gaynor czy Olivii Newton – John zaczyna śpiewać bardziej dojrzale. Współpraca z zespołami Perfect oraz Budka Suflera pokazuje jej ogromne możliwości i wciąż jeszcze nie do końca wykorzystany talent. Ze Stanisławem Sojką nagrywa przeboje z musicalu „Grease”, w piosence „Ktoś między nami” towarzyszy jej Zbigniew Hołdys, swoje koncerty kończy często kompozycją Neila Sedaki: „Our Last Song Together”. Zmienia także swój wizerunek jako kobiety: krótkie włosy, ostry makijaż, skórzane spodnie. Żyje szybko, nagrywa swoją ostatnią płytę, wciąż koncertuje, wychowuje swą małą córeczkę – Natalię. Znajomi i rodzina obserwują jej zachłanność na życie i doradzają zwolnienie tempa. Wyjazd w grudniu 1979 r. do Stanów Zjednoczonych ma być ostatnim tak długim pobytem poza domem. Na krótko przed wyjazdem dowiaduje się, że nagrany wspólnie z Budką Suflera utwór: „Nic nie może wiecznie trwać” zostaje wybrany przez słuchaczy Polskiego Radia piosenką roku. Tego utworu domaga się na jej koncertach publiczność i słowa tej piosenki będą najczęściej powtarzane gdy wydarzy się wypadek, który położy kres marzeniom i pragnieniom bursztynowej dziewczyny. 

Pytanie o sens życia i jego wartość jest tak stare jak ludzkość. Zastanawiamy się, dokąd prowadzi nas los i czy po zakończeniu tej podróży ktoś nas wspomni i uśmiechnie się do wyblakłego zdjęcia z tamtych lat. Życie artysty jest jak przelot motyla: jest barwne, efektowne, ale też często krótkie i na pewno bardzo ulotne. Czy i w tym wypadku wspomniana ulotność i skłonność do szybkiego zapominania znajduje swe potwierdzenie? W 1984 r w programie telewizyjnym ośmioletnia córka Anny, Natalka Kukulska zaśpiewała po raz pierwszy: „Co powie tata”. Wzruszenie sympatyków piosenkarki było ogromne. W latach 90–tych, kiedy w Polsce zaczęła królować płyta kompaktowa i nieodzownym krajobrazem przedmieść stały się zachodnie supermarkety, wydano ponad 30 różnych składanek piosenek Anny. Żaden z dzisiejszych wykonawców nie może poszczycić się taką liczbą płyt na swoim koncie. Na K.F.P.P. w Opolu debiutanci otrzymują każdego roku nagrodę im. Anny Jantar. O to wyróżnienie walczą artyści, których młodość i rozwój przypadły już na lata wolnej Polski. W 20 rocznicę śmierci Anny w Teatrze Żydowskim w Warszawie odbywa się koncert poświęcony pamięci artystki. Kilka tygodni później na listy przebojów wracają jej dawne piosenki: „Tyle słońca w całym mieście” i „Radość najpiękniejszych lat” w wykonaniu artystów młodego pokolenia. Książkowe wspomnienie o Annie: „Słońca jakby mniej” – Marioli Pryzwan wznawiane było już kilkakrotnie. Na próżno szukać tej pozycji w księgarniach. Cały nakład został sprzedany. Publiczność z czułością i sympatią obserwuje rozwój artystyczny – Natalii Kukulskiej. Wiadomość, którą podała na swej oficjalnej stronie internetowej półtora roku temu, iż została szczęśliwą mamą córeczki Ani powoduje lekki skurcz serca... 

Przypadająca na 14 marca br. 27 rocznica tragicznej śmierci Anny to tylko pretekst do wspomnień. Tak naprawdę artystka jest obecna wśród nas przez cały czas. Bo przecież jeśli nam jest źle to możemy pocieszyć się piosenką o „Dniu nadziei”, jeśli czujemy się samotni to jak balsam brzmieć będą słowa „Zawsze gdzieś czeka ktoś” a jeśli przeżywamy rozterki i wahania to zawsze zanucić możemy „Nie wierz mi, nie ufaj mi”.