środa, 17 grudnia 2008

Irena Jarocka - Kocha się raz, potem drugi i trzeci...

"Tygodnik Polski" - Australia Nr 47/48 z dn. 12.12.2007












Świadoma, że „nie wrócą te lata, te lata szalone“ śpiewa nadal „pod gołym niebem“ i przekonuje wszystkich że „kocha się raz, potem drugi i trzeci“. Wreszcie zadumana i refleksyjna marzy o kawiarenkach w „zakamarkach wielkich miast“. W hotelowej restauracji rozmawiam z piosenkarką, której nazwisko kojarzone jest z dziesiątkami przebojów. Samo jej pojawienie się w hotelu powoduje natychmiastowe poruszenie wsród obsługi i gości tam mieszkających. Autografy, wspólne zdjęcia, krótkie rozmowy – to najlepsze dowody na to, jak bardzo jest lubiana w kraju, który opuściła prawie 17 lat temu. Sprawia wrażenie osoby trochę tajemniczej, ale w trakcie rozmowy z rozbrajającą szczerością opowiada o swym zagubieniu na obczyźnie, o przygotowywanej właśnie płycie i występach dla Polonii. Na stoliku leży telefon komórkowy: „Czekam na telefon od męża, powinien mieć teraz przerwę w pracy…“ - już ton jej głosu zdradza, jak bardzo za nim tęskni. Mam wrażenie, że myślami jest teraz gdzieś za oceanem, mimo to staram się dowiedzieć, jak rozpoczęła się jej przygoda z muzyką.


„W rodzinie mojej nie było żadnych tradycji muzycznych. Pamiętam, że moja mama pięknie śpiewała i słuchaliśmy wtedy w domu Polskiego Radia. Możliwość docierania do muzyki nie była wtedy taka prosta jak dzisiaj, nie mieliśmy ani magnetofonu ani płyt gramofonowych. Pierwsze moje kontakty ze śpiewaniem miały miejsce w Chórze Katedry Oliwskiej w Gdańsku – Oliwie. Potem przyszła kolej na Gdańskie Studio Piosenki oraz Średnią Szkołę Muzyczną w Gdańsku – Wrzeszczu, gdzie pod okiem prof. Haliny Mickiewiczównej zaczęłam się uczyć śpiewu. Mój pierwszy występ dla prawdziwie szerokiej publiczności odbył się w 1967 roku w Opolu. Śpiewałam wtedy piosenkę pt.: „Sosna“, rok później zaśpiewałam na tej samej estradzie „Gondolierzy znad Wisły“ i od tego momentu zaopiekowal się mną PAGART, wziął mnie pod swe skrzydła i zaproponował najpierw wyjazd wraz z Dana Lerską i Polanami do Zwiazku Radzieckiego a potem stypendium w Paryżu, które na początku miało trwać tylko trzy miesiące a przedłużyło się do pięciu lat. Po powrocie do Polski ukazała się moja pierwsza płyta długogrająca, która okazała się ogromnym sukcesem i to wtedy właśnie nastąpiły w mojej karierze złote lata – lata 70-te“.

Telefon komórkowy daje o sobie znać. Dzwoni mąż Ireny Jarockiej. Przerywamy na chwilę wywiad, bo przecież rodzina jest najważniejsza. Po chwili nasza dalsza część rozmowy automatycznie schodzi na tematy związane z emigracją, rozłąką i rozdarciem między Polską a Ameryką. To tematy bardzo bliskie milionom Polaków, którzy na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci usiłowali sobie ułożyć życie za granicą. Powody tych wyjazdów bywały przeróżne, chęć poprawienia sobie sytuacji materialnej, prześladowania polityczne albo lepsze perspektywy zawodowe.

„Do Ameryki wyjechałam wraz z mężem, który jest naukowcem – informatykiem. Jest w Stanach Zjednoczonych taka organizacja, która wyszukuje zdolnych naukowców na całym świecie. Pamiętam, że mąż mój pod koniec lat 80-tych otrzymał właśnie z tej organizacji aż pięć propozycji podjęcia pracy i wybrał jedną z nich, właśnie w USA. Najpierw pojechał sam a ja wraz z córką Moniką dołączyłam do niego po dziesięciu miesiącach. Pojechaliśmy tam tylko na dwa lata, ale warunki pracy jakie Amerykanie stwarzają naukowcom są tak wspaniałe, że zdecydowaliśmy się przedłużyć ten pobyt i … mieszkamy w Stanach już 17 lat.”

“Bedąc na obczyźnie poczułam dopiero co to jest patriotyzm, co to znaczy być związanym z Polską. Kiedy przyjechałam do kraju po mojej rocznej nieobecności, jadąc samochodem po różnych małych miasteczkach, odkrywałam jaka ta Polska jest piękna, jaką mamy piękną starą architekturę, jacy jesteśmy bogaci w historię i piękne widoki. Myślę, że te moje rozstania z Polską spowodowały, że kocham ją jeszcze bardziej. Traktuję ją trochę po matczynemu. Bardzo trudno było mi zawsze rozstawać się z krajem. Przeżywałam depresje, straszne frustracje, nie chciałam zostać w USA. Żyłam tylko Polską i powrotem do kraju. Pewnego dnia musiałam jednak dokonać wyboru między rodziną, domem, dzieckiem, Ameryką a moją karierą w Polsce. I kiedy wreszcie zdecydowałam, że najważniejsza jest dla mnie rodzina, bo to jest mi najbliższe na tej ziemi, propozycje pracy zaczęły się dosłownie sypać jak z rękawa. Ameryka bardzo mnie zmieniła. Na początku kiedy tam przyjechałam, uważałam że my Polacy jesteśmy najlepszymi, najzdolniejszymi i najwspanialszymi ludźmi na świecie. Całymi godzinami opowiadałam wtedy Amerykanom o naszych fantastycznych odkryciach naukowych, o naszych osiągnięciach i historii. O Amerykanach nie miałam najlepszego zdania. Myliłam się bardzo, ponieważ poznałam wielu wspaniałych ludzi, inteligentnych, z którymi można rozmawiać na każde tematy. Ameryka nauczyła mnie tolerancji do każdej nacji, pokory, miłości do każdego człowieka, otwartości na życie, pogody ducha. Z perspektywy lat dziękuję Bogu za to, że się tam znalazłam.”

Wśród Polaków zamieszkałych w USA Irena Jarocka znana jest jako promotor polskiej kultury i wszystkiego co z Polską związane. Była współorganizatorką festiwalu Polski współczesnej odbywającego się w Santa Monica w Kalifornii - „Discover Poland Festival“. Pierwsza edycja tego wydarzenia okazała się olbrzymim sukcesem. Całość zorganizowano pod hasłem „25-lecia Solidarności“ a gościem honorowym był Prezydent Lech Wałęsa.

“Chodziło nam - organizatorom o globalne przedstawienie Polski Amerykanom, nie tylko od strony poleczki i kiełbasy, ale przede wszystkim chcieliśmy pokazać nasze osiągnięcia w różnych dziedzinach: kulturze, nauce, sztuce, turystyce itd. Amerykanie otwierali szeroko oczy na nieznaną im Polskę. Festiwal odwiedziło tysiące ludzi. Obecnie już nie uczestniczę w tej imprezie, gdyż muszę więcej czasu poświęcić moim sprawom zawodowym i rodzinie. Ale znając siebie na pewno jeszcze kiedyś zaangażuję się w podobne akcje“. 

Teatr, film ? Wydawałoby się, że tak zapracowana, udzielająca się w tylu akcjach piosenkarka nie znajdzie już czasu, aby swych sił spróbować np. jako aktorka. Jednak nie. W Teatrze Polskim w Waszyngtonie zagrała jedną z głównych ról w sztuce Sławomira Mrożka pt.: „Piękny widok“. Reżyser tego spektaklu, aktorka Sylwia Daneel musiała długo przekonywać Irenę Jarocką do zagrania w teatrze.

„Była to dla mnie fantastyczna przygoda. Grałam kobietę – szpiega a sztukę tę wystawialiśmy w różnych miejscach Stanów Zjednoczonych. Przed przyjęciem tej roli miałam pewne obawy, czy podołam, ale reżyser - Sylwia Daneel przekonała mnie, mówiąc, że przecież każda moja piosenka, którą wykonuję jest kawałkiem sztuki. Uległam jej namowom. Wcześniej, jeszcze w latach 70-tych wystąpiłam w filmie pt.: ”Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka”. Z Ireny Jarockiej reżyser stworzył wtedy trochę rozkapryszoną gwiazdę Irenę Orską, w której zakochał się inżynier Karwowski. Groziło to rozbiciem rodziny. Zrywając z nim zostawiła go samego w lesie, bez butów. Pamiętam, że ludzie zarzucali mi, jak mogłam być tak niecna i egoistyczna !”

Od kilku tygodni w księgarniach w Polsce można kupić książkę pt.: “Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej” – to wywiad - rzeka z Ireną Jarocką, w którym opowiada o swym życiu zawodowym i prywatnym. Obecnie zaś piosenkarka pracuje nad swoją nową plytą, która ukazać ma się na wiosnę przyszłego roku.

“Będzie to płyta z bardzo melodyjnymi utworami w nowoczesnych aranżacjach i z dobrymi tekstami. Myślę, że przypadnie do gustu mojej starej publiczności, jak również młodym ludziom, u których obserwuję od jakiegoś czasu modę na lata 70-te. Muzykę na tę płytę skomponowali m.in. Jarosław Kukulski, Seweryn Krajewski, Andrzej Ellmann a z młodszego pokolenia Adam Abramek, Pawel Sot i Marcin Nierubiec. Umieszczę na niej także piosenki skomponowane przez coraz bardziej popularną w Stanach Zjednoczonych polską piosenkarkę Ilonę Europa, która śpiewa muzykę w stylu dance. Teksty do piosenek na tę płytę napisali m.in. Jacek Cygan, Andrzej Kuryłło oraz młoda poetka Edyta Warszawska. Łączę więc tutaj młode pokolenie z tym dojrzałym i mam nadzieję, że każdy ze słuchaczy znajdzie tam coś dla siebie”.

Kiedy mówię mojej rozmówczyni, że materiał ten przygotowuję z myślą o rodakach w Australii uśmiecha się i wspomina swój pobyt na piątym kontynencie.

“W 1986 roku wspólnie z Wojtkiem Młynarskim i Jerzym Derflem koncertowaliśmy w Perth Amboy, Brisbane, Melbourne oraz w stolicy tego kraju Canberze. Bardzo mile wspominam tamtejszą Polonię. Trasę rewelacyjnie przygotował organizator tego wyjazdu, już nieżyjący p. Henry Syrjatowicz, który dodatkowo pokazał nam wtedy różne miejsca Australii i ten niepowtarzalny klimat tego kontynentu. Publiczność jaka przychodziła na nasze koncerty była bardzo otwarta, oczywiście wszyscy czekali na moje największe przeboje, bo przecież przypominały im kraj, który opuścili i ich młodość. Mimo tych oczekiwań zawsze staram się w trakcie takich spotkań przemycać nowe piosenki. Występy dla Polonii są zawsze bardzo wzruszające. Dwa lata temu pojechałam do Rzymu, aby wręczyć Ojcu Świętemu moją płytę pt.: “Kolędy bez granic” i zaśpiewać specjalnie dla Niego kolędę pt.: “Lulajże Jezuniu”. W trakcie tego pobytu wystąpiłam także dla tamtejszej Polonii. Ile ja wtedy widziałam łez wzruszenia wsród tych ludzi. Myślę, że to był jeden z bardziej wzruszających koncertów jakie dałam, może też atmosfera Świąt Bożego Narodzenia i świadomość, że jesteśmy daleko od kraju i rodziny spowodowała właśnie te łzy. Przygotowuję trasę koncertową po różnych ośrodkach polonijnych w Europie. Kto wie, może przyjadę jeszcze kiedyś ponownie do Australii ? Bo przecież mam tam swoją kochaną publiczność, ludzi którzy wychowywali się na moich piosenkach”. 

“Coraz częściej myślę o tym, żeby wrócić na stałe do Polski. Ameryka ma w sobie to coś, że chce się tam wracać, to ta przestrzeń i łatwość życia, ale w pewnym wieku chyba dobrze mieszkać w swojej kulturze i bliżej swoich korzeni.”